Memoriał Karoliny – Extrem4x4

Memoriał Karoliny

Z rozpędu wygraliśmy kolejny raz Memoriał Karoliny 2011

Ale nie było tak łatwo, a raczej było już desperacko.
Rajd odbył się na poligonie w Żaganiu w niedzielę 27 marca 2011 r., zaraz po zakończeniu Great Escape Rally.

Już na początku byliśmy mocno zmęczeni, a nasze pojazdy już mocno nadwyrężone poprzednim radem.

Na ten rajd Extrem Racing Team doznał cudownego rozmnożenia i przybyło nam zespołu.
Do wcześniejszego składu dwóch samochodów doszły dwa motocykle i teraz nowy skład był następujący.

– Damian Baron – motocykl Husaberg 570
– Dominik Drąg – motocykl Suzuki RMZ 450
– Adrian Baron/ Adrianna Baron – Nissan Patrol Nitro 4.2
– Wacław Hanzel / Anna Hanzel – Nissan Patrol Evo 2.8

oraz nasi mechanicy rajdowi – Marcin, Karol, Łukasz i Andrzej, dzięki którym cały nasz team funkcjonuje.
Rano zaczęliśmy od przygotowania, a raczej od prowizorycznej naprawy naszego Patrola Nitro po ostatnim kontrowersyjnym OS-ie w Great Escape Rally, w którym uszkodziliśmy przednie zawieszenie i most napędowy.

Do tego czyszczenie pojazdów z błota które utrudniało chłodzenie mechanizmów – szczególnie amortyzatorów , które na tym rajdzie odgrywają znaczącą rolę.
Na domiar złego wszystkie myjnie w okolicy są zamykane na czas rajdu i nie wiem dlaczego – czyżby właściciele nie chcieli zarobić na myciu terenówek. Jak są za brudne można było przecież podwoić stawkę za mycie.

Ale taki tu już zwyczaj, gdyż poprzednio też była taka sytuacja.
No więc, jak nie myjnia, to szczotka w robocie i kompresor.

Trzeba tylko leżeć pod autem i gryźć sypiący się na głowę piasek z błotem .
Takim sposobem wyczyściliśmy „ na glanc ” dwa auta.

W związku z przesuwaniem czasu zimowego na letni i związanym z tym zamieszaniem, start motocykli został przesunięty z godz. 10.00 na 11.00 a w końcu i tak odbył się dopiero ok. 12.00.

Wreszcie nasi motocykliści wystartowali.
Tempo było dość duże, bo i czołówka to elita rajdów motocyklowych.
Zabrakło jednak wśród nich Wojtka Rencza, który kontuzjowany kuśtykał po naszym serwisie – chwilowo w roli trenera .
Jak wiadomo jazda na motocyklu w grząskim piasku do łatwych nie należy, a na pewno jest bardzo męcząca.

Było kilka wywrotek , groźnych i niegroźnych – ale taki to sport .
Jak się nie wywrócisz , to się nie nauczysz.

Ostatecznie – Dominik zajął 5 miejsce, a Damian – 7 . Biorąc pod uwagę fakt, że to górale i u nas piasek jest tylko na budowach – to bardzo dobry wynik.
Motocykle i quady jechały 2 godziny.
Zaraz po nich miały wystartować samochody.
Tzn organizator najpierw wspominał o przerwie 30 min.

Coś jednak się chyba zmieniło i rajd wystartował wcześniej, jakoś tak bez zapowiedzi.
Kilka załóg nie zauważyło startu i wjechało później na trasę z wielce zdziwionymi minami.
Wśród nich byliśmy i my.

Nasza totalna dezinformacja na temat startu spowodowała, że na dodatek myśleliśmy , że są to próbne okrążenia i nawet nie odbijaliśmy na początku PKP.
Po ok. 15 min zorientowaliśmy się że to nie jest próba , tylko właściwy rajd.
Jakież było wtedy nasze zdziwienie i rozczarowanie.
Straciliśmy nad konkurentami ok. 4 okrążenia.
Teraz musieliśmy je nadrobić.
Przez ok. 2 godziny wszystko szło dobrze, ale zaraz potem urwaliśmy tylny amortyzator.

Teren był tak wyboisty, że przy utrzymywaniu dużego tempa jazdy amortyzatory rozgrzewały się do ok 200 stopni, wytapiając dookoła siebie wszystkie gumowe i plastikowe osłony, a potem urywały się.
Jednak prawdziwy pech dopiero miał nastąpić. Po 2,5 godzinie urwała nam się skrzynia biegów – a raczej pracująca w niej choinka główna – prawdopodobnie od zmęczenia materiału przeciążeniami z jazdy na podtlenku azotu.
Auto zaczęło chrobotać i nie jedzie.

Ledwie dojechaliśmy do serwisu.

Załamani wyszliśmy z pojazdu z pochylonymi głowami, oznajmiając że to juz koniec jazdy.
Jechałem wtedy pierwszy raz z nowym pilotem , na czas Memoriału – z córką Adrianną, gdyż Damian startował na motocyklu i potem nie mógł się ruszać.

Po ok. 15 min analizowania uszkodzenia, doszedłem do wniosku, że przecież bezpośredni bieg – 4 powinien działać, a ukruszona choinka , kręcąc się bezwładnie ukruszy resztę blokujących zębów i auto jakoś dalej pojedzie.
Wyjechaliśmy więc na trasę aby dalej zdobywać okrążenia.
Do jazdy zmotywował nas również fakt, że nasi znajomi założyli się wcześniej o to , kto wygra i jeden z kolegów postawił na nas – informując mnie o tym bardzo niezadowolonym tonem.
Teraz tempo nam zmalało , mieliśmy jeden bieg i te wielkie dziury z piachem musieliśmy atakować z rozpędu niebezpiecznie skacząc z nich.

Taki destrukcyjny styl jazdy doprowadził wkrótce do lawiny zniszczeń podwozia.

Momentalnie pourywaliśmy resztę amortyzatorów tylnych, złamał się później drążek panharda powodując totalny brak sterowności pojazdu.
W kolei szarpiąc ciągle kierownicą w celu ustabilizowania toru jazdy, zagotowaliśmy płyn układu wspomagania.
Nie pomogła nawet wcześniej zamontowana , dodatkowa chłodnica z wentylatorem.
Toteż, przez ostatnia godzinę nie mieliśmy już wspomagania kierownicy.
Podtlenek też się już skończył, gdyż częściej go używaliśmy ze względu na brak biegów.
Dalej, szalejący na wybojach tylny most bez amortyzatorów urywa przewody układu hamulcowego i teraz nie mamy już także hamulca.
Około 30 min. przed końcem, niesterującym się samochodem wypadamy z zakrętu i do tego wszystkiego ściągamy tylną oponę.

Tempa jazdy nie zmniejszamy, jedziemy z tymi wszystkimi defektami i tylko na trzech kołach.
Postawiliśmy jednak wszystko na jedną kartę.
Tak wszystko się trzepało i podskakiwało, że mało kilkukrotnie nie lądowaliśmy na dachu.
Konkurencja widząc to wszystko zacierała ręce i nie odpuszczała tempa.

Wreszcie upragniony koniec.
Albert odmachał nas flagą i zakończyliśmy tą rzeźnię samochodu.

Dopiero po zakończeniu dowiedzieliśmy się , że wygraliśmy w grupie sportowej.
Cały czas jak jechaliśmy, nie wiadomo było kto wygra.

To były niezapomniane wrażenia i mordercza walka z losem, który nie chciał nas tym razem widzieć na podium.

Tym samym udowodniliśmy, że Extrem Racing Team walczy do końca i nie odda łatwo zwycięstwa.

Nasz drugi samochód Wacława i Anny zajął wysokie -7 miejsce.
Dokonali tego bardzo równą, konsekwentną i przemyślaną jazdą.
Działali jak szwajcarski zegarek, nie popełniali błędów brawury i nic nie uszkodzili.

Gratulujemy im debiutu i rajdowej postawy na obu rajdach w Żaganiu.
Spisali się znakomicie , z resztą wynik mówi sam za siebie.

Przy tym wszystkim pragnę podkreślić, że wszystkie nasze samochody wzięły udział w Memoriale Karoliny zaraz po GER, bez możliwości pełnego przeserwisowania ich i usunięcia wszystkich usterek.
W rajdzie tym również startował Fiat 500 4×4 chłopaków z Rally Camp, któremu od początku szło bardzo dobrze i wywijał niezłe czasy okrążeń, jednak po ok. 2 godzinach jazdy przegrzewający się reduktor odmówił posłuszeństwa, wyskoczył i nie dało się go wpiąć z powrotem.
Wstępna diagnoza, że pacjent nie pojedzie dalej spowodowała rezygnację zespołu Fiata z dalszej części rajdu.
Po czasie okazało się jednak, że po ostygnięciu reduktor działa, ale było już za późno.

Wniosek z tego rajdu jest taki , że grząski piasek ,wydmy i do tego długa mordercza jazda wykańczają mechanizmy – termicznie, gdyż nie ma przepływu chłodzącego powietrza i trzeba na to albo zwracać szczególną uwagę, albo do takiego typu terenu zastosować dodatkowe chłodnice do wszystkich mechanizmów – tak jak do rajdów afrykańskich.
Na zakończeniu była ceremonia rozdania pucharów i wracamy naszą karawaną do Bielska -Białej.

A.B.
Zwycięstwo dedykujemy Danusi i Mirkowi – rodzicom Karoliny, ku pamięci której corocznie odbywa się ten rajd.

Sprawdź nasze Social Media

2024© Extrem4x4.pl. All Rights Reserved.
Używamy plików cookies i podobnych technologii w celu realizacji usług, reklamy, statystyk, optymalizacji. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Polityka Prywatności